Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/052

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ehe...
— Przecie, jeżeli robić coś ważkiego, zasadniczego, dobrego, to przedewszystkiem na korzyść tego celu, który, co do wartości, znamy najlepiej, — mogę powiedzieć, znamy jedynie, — który nas zawieść nie może, jak, niestety! zawodzi wszystko na tym padole, to jest dla siebie samych. Nieprawdaż?
Śnica patrzał mu w oczy, usiłując zgadnąć myśl, kryjącą się w powyższych słowach.
— Cóż pan, pańska żona, pański syn na tem zyska, jeżeli ja, w genjalnem, przypuśćmy, jasnowidzeniu, odgadnę „testament“ Nienaskiego w zupełności i wypełnię wszystkie co do joty jego paragrafy? Cudze licząc pieniądze, pan się przecie nie zbogacisz!
— Ja znam treść testamentu... — mruknął Śnica wyniośle, chrapliwym głosem, z wewnętrzną wściekłością. — Nie o mnie tu chodzi. Nie liczę cudzych pieniędzy i nie myślę się zbogacać. Nie pragnę wcale pieniędzy Nienaskiego, a więc mogę powiedzieć, że je posiadam. Czy nie? Pan się pomyliłeś...
— Będę panu wdzięczny, jeżeli mi kiedyś wyłożyć raczysz swe wiadomości o zapisie... — rzekł pan Granowski z pewną rozterką. Teraz chciałbym zapytać, czy nie mógłbym poznać pańskiej żony i synka?
(Pan Granowski domyślał się, że opowiastki o żonie i synu są wymysłem i ordynarną blagą artystycznego bandyty.)
— Poznać moją żonę? — rzekł Śnica, wyrwany przez to pytanie z nurtu swych myśli. — Owszem, proszę...
— Więc to w tutejszym szpitalu, w Salviatino?