Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/050

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

na mokrym murze. Mało zarabiam i to jest bezwzględnie nieprzyjemne.
— Razi mię w panu pewna zgorzkniałość, pewien nie zdrowy pesymizm, tak często zresztą spotykany u naszych artystów. Ja w swej młodości sto razy byłem bogaty i sto razy bez fenia. Zawsze, — ciągnął pan Granowski, — byłem dobrej myśli i pogodnego ducha, zawsze wierzyłem święcie w pomyślny wynik.
— A ja wprost przeciwnie. Bogaty nie byłem nigdy, szczęścia zupełnie nie mam i w pomyślny wynik nie wierzę. Ostrożnie muszę nawet nos ucierać, ażeby palca nie wywichnąć. Bieda mię zagryza.
— To są rzeczy zewnętrzne.
— Apetyt jest sprawą wewnętrzną, a i głód również, niemniej jak brak „feniów“. Ostatni dezorganizuje ducha najściślej wewnętrznego. Ja, panie, nie mam gdzie iść! Literalnie drogi nie mam pod stopami. Nadto — nie mam ani jednej myśli w głowie. Powiem krótko i ściśle: niema rzeczy, o której mógłbym myśleć. Jest to wierny obraz mego wnętrza.
— Głód! Głód jest to wyrażenie patetyczne, deklamacyjne. Europejczyk — i głód? To contradictio in adjecto na terenie naszej części świata...
— Jeżeli ja mam nieopłaconą od roku „pracownię“, gdzie śpię, tkwię i pitraszę na płótnie lub papierze stany mej duszy nikomu na nic niepotrzebne, — jeżeli dziki i plugawy pomiot etruski zastępuje mi codzień na schodach drogę z pytaniem, kiedy mu za ten rok miniony zapłacę, — słyszał kto coś podobnego? — a oknem przecie z czwartego piętra na ulicę „wyspacerowywać“ nie mogę... Jeżeli drugi współpsubrat