Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/042

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wać, przechodzić obok niego i nad niem do swej pracy i do swych celów, rozumując: — gdyby nawet było w istocie na zewnątrz i w głębi, będę robił to i tamto. Będę działał, nasycał się używaniem, będę rozmyślał, czerpał rozkosz ze sztuki, będę czytał. Wytwarzała się i rosła nowa satysfakcja przyswajania nieziszczalnie doskonałych i pięknych dzieł przeszłości, tęsknota do nieznanych jeszcze, podobna do niewysłowionej rozkoszy czytania mądrej i pięknej książki, do niepoznanych jeszcze jej stronic. Ale oto w pospolitej rozmowie, w rozmowie głupio przygodnej, beztreściwej i nudnej padło słowo bez sensu, nieznaczne, nikłe, a jednak zarodcze, plemnik straszliwy, z którego wyrośnie twór niewiadomego porządku. — „Świadek Xenii...“ — Oto przeszedł drogą, tamtą aleją, żywy świadek Xenii. Nie cień, jak ona, lecz żywy człowiek. Ten człowiek ją widział, znał, uwielbiał. Ma w oczach jej postać. Przysłała go, żeby zapytał, co się stało z wykonaniem zapisu. Ona — tego przechodnia — do ojca. Tak zapłodniona została niewiadoma plazma w głębinie. Rosnąć teraz będzie wewnętrzny twór, nieposkromiony mściciel, który we dnie i w nocy rozdzierać zechce spokojną całość na połowy, — połowy na nowe połowy, — targać każdy strzęp, deptać i rozgniatać stopą każdą ułudę dosytu. Nie będzie pociechy! Biada każdemu wspomnieniu! Biada samej tęsknocie! Nic się nie ostanie przed uderzeniem! Rozumowania odbywały się, myśli kojarzyły, lecz uczucia wynikały nie na trwałej powierzchni życia, lecz nad ruchomą, niejako, podłogą, nakrywającą bezdenny otwór, która się poczęła nachylać i stawać