Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/028

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kasztany na ruszcie, — rozdzielać porcye w papierowe torebki, sklejone przez Yolę i Inez z pism wybrakowanych, — czekać przy czołowej skarpie mostu Ponte alle Grazie na wyrobników, spieszących do pracy, i wtykać każdemu torebkę za solda. Przy naftowym kaganku w dżdżyste ranki styczniowe stał zawsze w tem samem miejscu skulony Berto, mrucząc jak gdyby pacierz poranny swego życia, nim zaczął codzienną pieśń w ulicach:
— Torebka za solda! Torebka za solda, towarzysze!
Między tą poranną czynnością a chwilą rozdawania gazet miał pustą przestrzeń czasu, trwającą jakieś dwie godziny. Ażeby się nie spóźnić do głównej agencyi, nie wracał już do domu, lecz te bezczynne dwie godziny przesypiał na kamiennej ławie Logii dei Lanzi, jeżeli była pogoda, lub w wielkiej sieni Palazzo Vecchio w czasie deszczu i wiatru. Drzemka na kamiennych ławach tych właśnie miejsc miała na widoku cel podwójny pilnowania terminu dystrybucyi dzienników i dozoru nad synem Cesare. Ten to Cesare, jedyny i pierworodny, był zakałą i klęską rodziny. Wychowany na chodnikach i obok ścieków Florencyi, w jej najbiedniejszych zaułkach, gdzie się gniazdo rodzinne tuliło, znający od dzieciństwa wszelkie jej sekrety, — jako wyrostek stał się urwisem i nicponiem najzawołańszym w tem mieście. Oddawany do najrozmaitszych terminów, każdy z nich kończył skandalem, bójką z pryncypałem lub czeladnikami, wracał w domowe pielesze pożgany nożem, z rozkwaszonym nosem, a w najlepszym razie z podbitemi