Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/022

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ciel jej poprzestawał na usłudze jednego lokaja. Był to człowiek starszy, rutynowany w swym zawodzie, wytrawny i spokojny, imieniem Catone. Imię tak szczodrze osnute wierszami Martialisa, Manitiusa, Owidyusza, Lukana i Wergilego, było cokolwiek za obszerne dla zasobu cnót, które się ujawniły w uczynkach głównej podpory willi de Granno podczas paru miesięcy współżycia zimowego z jej posiadaczem. Catone był służącym rozważnym i oszczędzającym swe siły. Obowiązki zawodu wykonywał z niezachwianą powagą i niewzruszonym majestatem. Nic go nie mogło odwieść od wykonywania funkcyj tak, jak to stało zapisane w jakowymś kanonie, którego nawet pan Granowski nie znał w zupełności. Nieporuszony, jak posąg, Catone stał przy drzwiach w czasie śniadania pana, z olimpijską obserwując powagą, jak ten popija kawę, chrupie bułki i zajada smaczny florencki pane bianco. Włoskie, mądre, głębokie oczy lokaja nie odbiegały ani na sekundę od oblicza i osoby pana w czasie obiadu, spożywanego w klubie, lub gabinecie restauracji, a uśmiech posłuszeństwa i łaskawości był echem każdego ruchu i gestu „padrona“. Surowa powaga, wyraz skupienia i pojmowania głębokości dostojeństwa dokonywujących się wydarzeń malowały się na twarzy Catona w czasie rannego wdziewania ubrań i wieczornego ich zdejmowania. Z nadejściem wiosny Catone miał zająć się również nadzorowaniem ogrodniczka, do którego obowiązków należało utrzymanie ogrodu w czystości i porządku. Stołowanie się na mieście, to tu, to owdzie w klubie arystokratycznym, lub najdroższych restauracjach