Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/018

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

swej okolicy, iż wałęsa się oto po miejscach, które były warownem obozowiskiem zbuntowanego Catiliny. Myślał przelotnie o owym herszcie wszelakich Zborowskich świata, Sergiuszu Catilinie. Kiedyindziej usiłował wytropić pole bitwy zwycięskiej Stylichona z Gallami, jakiegoś Stylichona z jakiemiś Gallami... Przypatrywał się z ciekawością nowszym murom na Fiesole, ostatniemu siedlisku Cadolingów, hrabiów Settimo. Uprzytomniał sobie ów ród rycerzy, którzy rozbijali na wielkiej drodze lukkańskiej, wypadając ze swego zamczyska na szczycie gór, z Monte Orlandi, a gdy go stamtąd w całym zespole wytępiła florencka i pizańska demokracya, w Fiesole szukał schronienia i miejsca rycerskiego po łup wypadu. Ze współczuciem myślał o tem, jak, wzięci głodem, musieli ci niełacni panowie zstępować na dół, florencką drogą, z powrozami na szyjach, między zgrają łyków tryumfujących i upojonych rozkoszą. Znał przecie to wszystko. Wszystkie te dzieje miał w sobie, w innej, oczywista, przeżyte formie, istniejące w myśli i wspomnieniu, a przecie już tak doskonale zapomniane, jak tamte bajdy o przeszłości. Śniło mu się, że na miejscu, które przemierza krokiem zleniwiałym, stał może namiot Henryka IV, gdy oblegał papieską Florencyę, albo namiot Castruccia Castracani... Nasuwały się przed oczy figury Medyceuszów, którzy z za lady bankierskiej wysforowali się misternemi ścieżkami przebiegłości na tron Toskanii. Rozkoszną wzgardę, najmilszą z form ironii, budziło w nim wspomnienie fresku Benozza Gozzoli’ego na ścianie kaplicy Akademii „della Crusca“, gdzie w długim