Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 02 - Zamieć.djvu/231

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wiesz a nikogo nie umiesz uszanować, nawet własnego sztabu i siedzisz w czasie narady w kapeluszu, jakbyś był w szynkowni.
— Ja nie zdejmuję mego kapelusza przed nikim na świecie. „Kein Herr weder Gott“.
Nienaski machnął wzgardliwie ręką. Mówił:
— Są tu w zagłębiu krakowskiem niezmierne pokłady węgla. Słyszycie! Pokolenia może wyżywić ten dar Boga dla nas! Ale trzeba go wykopać. Cały lud polski, który teraz płynie na służbę do Niemców, do Francuzów, do Duńczyków, sto tysięcy z Galicyi, trzysta tysięcy z Królestwa rok w rok, — a który tutaj, jak mówicie, i co jest prawda, głodem przymiera, — te kopalnie i fabryki, co przy kopalniach niechybnie powstaną, — mogą wyżywić, przyodziać, zabezpieczyć na starość. Musi być podjęta praca około tworzenia kopalni! Ale pomyślcie, ile potrzeba pieniędzy na takie dzieło! Na bicie szybów, budowle i maszyny. — Wesprzyjcie mnie swą pomocą, wy dzielni ludzie, którzy czujecie krzywdę żywiej, niż inni, którzy zapragnęliście być „Mścicielami“ tej krzywdy!
— Pan masz talent — drwił Rudolf — panu się patrzy posada pierwszego rezonera w teatrze, albo wodza liberałów w sejmie.
— Nie tylko tyle — ciągnął Nienaski, bez zwrócenia na te słowa uwagi, — bo pomyślcie, że my szyb ze szybem złączymy, że się zejdziemy z Dąbrową Górniczą i ze Śląskiem. Stworzymy tu ośrodek nieprzemożonej potęgi. Całe to zagłębie, poprzewiercane szybami kopalń, oddam na własność pracownikom. Tu pod murami starego Krakowa...