Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 02 - Zamieć.djvu/227

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wraz z nią, w sklepie Walfisza. Targował się o cenę. Stanęło na kilkunastu tysiącach koron. Teraz, pokonany tym argumentem, zamilkł.
— A te meble stylowe do pokoju jaśnie pani dziedziczki? — mruknął jeden z dwu najbliższych młokosów, mrugając porozumiewawczo na młodego suchotnika.
— To samo przecie i ze mną szła rozmowa o styl tych cacek. Ale spamięta to jaśnie pan wszystkie gęby? — dorzucił tamten.
— E, to drobiazgi! — wtrącił ironicznie ktoś z tyłu, ode drzwi! — Nie trzeba panu dziedzicowi robić przykrości, gdy raczył przyjść z wizytą.
— W jaki to sposób chcecie się na mnie mścić za te moje zbrodnie? — pytał Ryszard już uspokojony.
Z kąta podniósł się rudy jegomość w kapeluszu i, przeciągając się swobodnie, z ziewaniem podszedł do stołu.
— Myśmy chcieli małej rzeczy... — mówił niedbale. — Pan dostałeś we Francyi wielki spadek. Tak, czy nie?
— Dostałem.
— Od obcego człowieka. Tak, czy nie?
— No niby tak.
— My nie wchodzimy w szczegóły, jak to tam było...
— Bo to i lepiej dla was w każdym razie.
— Ale się było wtedyk w Paryżu i różne się tam rzeczy słyszało.
— Mówię, jak do ludzi uczciwych, nie jak do