Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 02 - Zamieć.djvu/215

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Tej jesieni od pewnego już czasu otrzymywał pod swym adresem kolejno nadchodzące listy, opatrzone pieczęcią partyi „Mściciele“. Pisma te żądały, ażeby się stawił w jakichś punktach oznaczonych dla zdania rachunków z sum, które odziedziczył i posiada. Początkowo nie zwracał na te żądania żadnej uwagi i nie stawiał się przed niewiadomym trybunałem. Lecz po rozmowie ze Żłowskim na szosie, prowadzącej do kopalni, zrozumiał, że to nie jest sprawa ze zwyczajnymi szantażystami, ani z bandytami, lecz z ideowością, do której się przyczepiło wszystko wyzute z praw, z określonej wiary i świadomej idei. Postanowił tedy pójść na miejsce wskazane, trzecie z rzędu, i rozmówić się oko w oko z tajemniczym areopagiem. Pragnął wykazać tym ludziom odpadłym od świata, podeptanym i zapędzonym w rozpaczliwą jaskinię myśli, — co robi, jak robi i dla kogo. Pragnął zmusić ich do zrozumienia swej pracy, do uznania jej i ukochania. Wierzył mocno, iż wessie ich nowy organizm, da im chleb, spokój i uciszenie ducha. Kiedy sam na sam rozważał, co im ma okazać i jak, — co ma powiedzieć, a o czem zamilczeć, gdyby nawet w istocie rzeczy było dobrem najwyższem, lecz na teraz dla nich niezrozumiałem, — brał się na spytki ogniowe, ażeby się snać nie poślizgnąć w tyranię, w niesprawiedliwość względem tych ludzi, w brudne burżujstwo, tak łatwo czepiające się duszy, obarczonej świadomością posiadania wielkiej kiesy złota. Na trzeci pozew „Mścicieli“, leżący na stole, Nienaski patrzał uparcie i z zawziętością. Nie chciał iść do wrogów, lecz do braci. Nie chciał taniego zwycięstwa, lecz