Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 02 - Zamieć.djvu/203

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

szczęśliwie, przy adwokackiej pomocy wydłubano z paryskich opresji), zajmować musi niewielki salonik w sąsiedztwie kuchni. Co gorsza, i co już panią Xenię poważnie martwiło, ten obłąkany Ryszard, posiadając faktycznie tyle milionów, — śmiech powiedzieć! — zarabiał na życie, jako architekt. Wykonywał plany na wille żydom i katolikom, stawał do konkursów na kościoły, ubiegał się o budowę kamienic. Co było począć z takim, który twierdził, że to wszystko nie jest jego własnością, że to, co odziedziczył, włoży w kopalnie i fabryki, potroi, pomnoży — i odda chłopom a robotnikom.
Pani Xenia nieraz mu już zarzucała ręce na szyję, tłómacząc jasno i porządnie, całując go w usta dla zupełnej zrozumiałości wykładu, że to przecież jest absurd nad absurdami. Nieraz mu już nacierała uszu białemi rękoma, udowadniając, że to jest jedynie pomnażanie złodziejów i bandytów, że tego nikt, a nikt nie robi. Automobil „natomiast“ kosztuje tylko piętnaście, — no, nie! — w gruncie rzeczy dwadzieścia tysięcy franków. Ten zaś pierścionek, co go oglądali w zeszłym tygodniu przez szybę jubilera tak długo, aż jej nosek o mało do witryny nie przymarzł, kosztuje głupie cztery tysiące koron... Nic nie pomogło.
Jedną miała pociechę, to ze swej sypialni. Tu przyznawała mu racyę. To jest szczera prawda, że raz w życiu spisał się gracko.
Byli na letniem mieszkaniu w głuchej wioszczynie nad Wisłokiem. Ona sama z ojcem tam została, a ten latał po tych swoich utrapionych „terenach“. Pisał