Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 02 - Zamieć.djvu/168

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Jakie?
— Będziemy szukać. Jestem budowniczym. Będę tu miał swe biuro. Panna Xenia znajdzie zajęcie w tem biurze.
Xenia spojrzała na niego z wdzięcznością. Z uwagą słuchała tego, co mówił do jej ojca:
— Proszę pana, chciałbym zająć się sprawą pańską. Chciałbym wziąć dobrego adwokata.
— Panie! — szepnął więzień, — będę wdzięczny, będę wdzięczny nad wszelki wyraz!
— Postaramy się, żeby wszystko wypadło dobrze. Przyjadę tutaj do pana z adwokatem, ale bez panny Xenii. Trzeba poznać całą sprawę do gruntu.
Starzec otarł łzy i ożywił się. Zupełnie inny wyraz, chytry i niejako zalotny, ukazał się na jego twarzy.
— Otóż to, — mówił, — męska rada! Najlepiej tak! Bez Xenii. Oczywiście, bo gdzież ona, panienka, — i te wszystkie afery! Miałem tutaj adwokata, Bormana, z alzatczyków.
— Nazywał się Borman?
— Tak. Ale szelma rzucił sprawę. Co prawda, nie było czem płacić. A któryż zechce za darmo?
Spojrzał na Ryszarda wzrokiem pełnym bezdennej rozpaczy.
— Teraz ja pokryję honoraryum — rzekł Nienaski. — Później porachujemy się...
— Panie! — wzdychał więzień, biorąc za ręce to Xenię, to Ryszarda. — Głównie, żeby to nie był piła drewniana, który mię będzie sądował, jakbym był eskrokierem od urodzenia. Rzecz jest oczywista: Wieselman był agentem domów nowo-yorskich. Tu