Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 02 - Zamieć.djvu/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

opierać głowę o ramię towarzysza. On objął ją ramieniem i tak jechali w tę smutną podróż. Opowiadała przygody staruszka, któremu oto taki los wypadł. Łzy sączyły się z jej oczu. Nienaski widział ją taką po raz pierwszy i — dziwna to wyznać — pokochał ją za tę łzawość i nieefektowność zewnętrzną. Miał wreszcie przy sercu kobietę. Nareszcie zobaczył Xenię — człowieka. Podejrzliwem i badawczem okiem śledził przejawy tej miłości dla ojca. Przybywszy do więzienia na ulicy Arago, musieli załatwiać formalności, czekać, chodzić od urzędnika do urzędnika, aż wreszcie wpuszczeni zostali do poczekalni. Po upływie pewnego czasu drzwi się otwarły i wszedł ojciec Xenii, Witold Granowski. Był to wysoki mężczyzna, lat sześćdziesięciu, łysawy, lecz jeszcze przystojny. Rzadkie, siwe jego włosy były zaczesane na bok. W oku tkwił monokl. Ubranie miał wyszarzane i wysiedziane. Na szyi, zamiast kołnierzyka, była chustka czarna w czerwone kropki, związana w fontaź najzupełniej apaszowski.
— Ach, Xenia! — jęknął, zobaczywszy córkę.
Ona podbiegła ku niemu ze szlochaniem i na długo padła w jego objęcia. Stary pan całował ją w uniesieniu, z zamkniętemi oczyma, głaskał jej włosy dłonią, która drżała. Głęboka boleść i niezłomna miłość spoiła obydwoje na długo. Służący więzienny zasiadł w rogu stancyi, podparł brodę pięścią, patrzał w okno i ziewał. Nienaski stał zdala. Odczuwał boleść Xenii, prawdziwie jakby swoją własną. Pożałował tego nieszczęśliwego szwindlarza. Zarazem walczył z pewną myślą, która była ostra i nieubłagana: