Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 02 - Zamieć.djvu/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

oglądam! Osiwiałby pan, albo — czego Boże broń!... — ołysiał, słysząc, co oni do mnie mówili, ci poczciwi paryżanie. Jednemu musiałam aż pożyczyć franka, żeby się ode mnie odstawił. Słyszał pan! Takem się zgryzła, że nie wiem! Bo niech pan tylko powie, franka całego dać takiemu kundlowi — i za nic! A co było robić! I tak bawiłam się i płakałam.
— Płakała pani? Czego?
— Czegoś!
— I po co to wszystkie owe nieprawdy? Przecie pani doskonale wiedziała, gdzie mieszkam.
— I cóż z tego! Wiedziałam także, że pan jeździ do jakiejś Angielki, baronowej Halfsword, czy jak się tam ta szelma nazywa. Wyleci pan z domu, pędzi do Métro. Znika. Parę razy goniłyśmy pana z tą Niemką. Powiedzieli nam, że strasznie bogata ta pańska baronowa. Miałam z nią może rywalizować, narzucać się? Widziałyśmy, jak pan tam raz zajeżdżał z jakimś starym dziadem, to znowu, jak pan sam szedł. Miałam może prosić listownie, żeby pan raczył przypomnieć sobie o mnie?
— To ja na romanse jeździłem do tej Angielki? — śmiał się Nienaski do rozpuku.
— Co mi pan tam powie! Znam ja świat!
— O, pewnie!
— Już mi ta Teresa rozpowiedziała o Paryżu i o was wszystkich, moi szanowni lalusie. Było co słyszeć!
— Byłoby może lepiej, gdyby pani w tych sprawach mniej miała wiadomości i doświadczenia!
Chcąc zebrać listy, rozmiecione na stole, podniosła