Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 02 - Zamieć.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

środka ratunku. Nawroty, podmuchy, zbójeckie podchwyty nieszczęścia rzucały nim raz wraz. Na myśl o spoczynku, coś go trzęsło i odtrącało. Na myśl o jutrze, targał nim przestrach paniczny. Gdybyż znaleźć materyalny środek zapomnienia, wydarcia wspomnień o upłynionym dniu, ekstyrpacyę wiedzy o tej potwornej dobie życia! Zbierał się w sobie, mocował, uciszał, układał ze sobą, jak z zaciekłym nieprzyjacielem...
O późnej godzinie nad ranem usiadł w krześle i, podparłszy na stole głowę rękami, próbował zwyciężyć swe myśli. Ale wtedy poczynał się w głowie chaos i huk, niczem lecącego odgłos pociągu. Wśród tego łoskotu przemykały się widoki: kawiarnia na bulwarach, młody człowiek w cylindrze, dama z czarnemi piórami. Pewne wyrazy miały siłę palenia, niczem żelazo rozpalone do białości. Od dźwięku innych nie można było odczepić się żadną miarą.
Był już ruch w mieście, gdy Nienaski rzucił się na łóżko i leżał z otwartemi oczyma. Trzęsło go niezdrowie fizyczne, dreszcze, łamanie jakby w początkach tyfusu. W głowie tuman, w uszach huk. Wciąż sobacze wspomnienia... Gdybyż tylko tyle! Oto poczynał ściskać serce kat — żal. Ryszard krył się przed nim w rozmaite manowce, wnęki i kryjówki wyrwidębstwa. Latał uczuciami to tu, to tam. Nareszcie poczynał głośno gadać do świadka, czy do świata, do jednego na ziemi człowieka, czy do zbiorowiska ludzkich istot:
— Szkoda mi tej Xenii! Szkoda i mnie i wam tej ślicznej Xenii! Zabiliście w tej kobiecie anioła.