Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 02 - Zamieć.djvu/068

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pętlicę spokoju i dusił się dobrowolnie, gdy serce zbyt łkało. Ale ręce łączyły się same w ciemności, palce wyłamywały palce, nieustanny wewnętrzny jęk uchodził, jak krew z rozdarcia rany. Na umysł przyszło grube zaćmienie. Na wzór rąk — wbrew postanowieniom woli — chwila przeżytych zdarzeń zaczepiała się w drugą chwilę, uczucie doznane chwytało się uczucia, klęska klęski, ślepa boleść ślepej boleści i tak powstawało koło ogniste, wirujące w wewnętrznym mroku. Zapatrzony w ten wieniec męczarni, kręgiem — pląsający przed pamięcią, Ryszard szedł kędyś po mieście pustoszejącem. Myśli zdrowe w tem kolisku udręczenia podobne były do ruchów i skoków topielca, którego porwał przypływ morza. W jakiemś miejscu, o jakiejś godzinie nocy te myśli zgmatwały się w kłąb projektu. Rzecz prosta! Za pieniądze, które leżą bezużytecznie w kieszeni, nająć trzech. Po dwa tysiące franków na głowę. Ci napewno wyszukają tę Eurydykę, choćby się w piekle ukryła! Nie głupiem poszukiwaniem po kabaretach, nie wypatrywaniem z imperiałów, lecz swoimi sposoby wytropią ślad tej pani. Znajdzie takich wśród klienteli „Pracy“. Cha-cha! Ostatni raz będzie działał na polach „Pracy“... Wydrą ją z ramion kochanka, przetną ciągłość pocałunków! Zabić tę kobietę! Cicha, łagodna, dobrotliwa radość pachniała z plątaniny tych myśli zbójeckich. Marzenie rysowało dokładny obraz odwetu. Salon, jak u Czarncy, lokaje, jak u Ogrodyńca lub Halfswordowej. To salon tego człowieka, to jego służba, służba Xenii... Czy to jej mąż? Tamta swołocz wejdzie pod jakimś pretekstem, pod wymyślo-