Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 02 - Zamieć.djvu/039

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— W monoklu. Widziałem go kilkakroć w cerclach polskich.
— Ale gdzie się teraz obraca nikt mi tego powiedzieć nie mógł z tutejszych znawców i bywalców...
— Nie byłem bardziej ciekawy, ani uświadomiony w tej kwestyi od tutejszych znawców i bywalców... Mówiono mi, że to jakiś aferzysta minorum gentium. Zakładał tutaj handel jajami, to znowu z jakimś podejrzanym towarzyszem coś tam majstrował w biżuteryi. Ale coś to wszystko pachniało bardziej kryminałem, niż zepsutemi jajami. Zresztą nic dokładnego nie wiem o panu tego nazwiska.
Nienaski powstał i z ukłonem przyjął list z rąk Czarncy.
Należało już odejść, bo przyjęcie trwało aż nadto długo. Mając położyć rękę na klamce, Ryszard odwrócił się i zapytał otwarcie:
— Przepraszam z góry jeszcze za jedno pytanie.
— Słucham...
— Dlaczego pan nie wraca do kraju?
Inżynier podniósł głowę z grzecznem zdumieniem i wyniosłością. Uśmiechał się, bębniąc palcami w powierzchnię swego biura.
— Do kraju? — pytał ociężale. Jestem tutaj, jak pan widzi, pracuję, prosperuję.
— Tam trzeba na gwałt ludzi takich, jak pan, ludzi silnych, twórczych, znających europejskie metody pracy.
— Proszę pana, muszę być nieprzyjemnie szczerym. Przemysł wymaga swobody myśli i ręki, wbija pazury wszędzie, gdzie jest gleba podatna do wy-