Przejdź do zawartości

Strona:PL Stefan Żeromski - Syzyfowe prace.djvu/214

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Bardzo to jest pięknie z twojej strony, że się garniesz do nauki, bardzo to pochlebnie... Czy masz tu znajomych albo krewnych?
— Nie mam proszę łaski pana.
— A czy jesteś przynajmniej pewny, że w klasie piątej będzie miejsce dla ciebie?
— Mam patent...
— Hm... ja poszukuję niedrogiego korepetytora do syna. Gdybyś wszedł do gimnazjum, to kto wie... możebyś znalazł u mnie stół, stancję, światło, pranie, opał i wszelkie wygody.
Po grzbiecie Radka prześliznął się mrożący dreszcz, a w duszy jego zadrżał i skonał jak gdyby czyjś krzyk: o Boże, Boże!...
— Władzio przeszedł do klasy pierwszej... — rzekła dama tonem wyniosłym i melancholijnym.
— Jest to chłopiec w całem znaczeniu tego wyrazu zdolny, ale z łaciną nie da sobie rady.
— Tak, z łaciną nie da sobie rady... — powtórzył Jędrek z głębokiem przeświadczeniem.
— A więc zgadzasz się kawaler? — zapytał nagle szlachcic przyjezdny, kładąc na tornistrze Radka potężną prawicę.
— Zgadzam się, proszę wielmożnego pana, a jakże, zgadzam się...
— Może mi pana zarekomendujesz, Alfonsie? — wycedziła tymczasem dama do Radkowego protektora.
— A prawda. Nie wiem nawet, jak się nazywasz...
— Nazywam się Andrzej Radek.
Chłopiec i dziewczynka mrugnęli znacząco i trącili się łokciami.