Przejdź do zawartości

Strona:PL Stefan Żeromski - Syzyfowe prace.djvu/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nowo stare ulice, kasowano wiekowe instytucje i rzeczy, a zaprowadzano niemniej zgrzybiałe, ale rosyjskie. Bruki, nieład, zaduchy, brudy i rudery zostały zresztą zupełnie te same. Kiedy afisze dały znać miastu i światu, że odbędzie się teatr amatorski, w gimnazjum powstało niejakie rozognienie umysłów. Władza nie proponowała uczniom kupna biletów, ale czyniła pewne znaki, które były jak gdyby zapachem ukrytego życzenia. W klasie piątej jeden z kolegów bąknął podczas przemiany, że wartoby iść na ten teatr. Ktoś inny bąknął z głębi sali daleko głośniej, że tylko zupełny mandryl może chodzić na podobne »szopki«. Było to powiedziane, nie wiedzieć z jakiej racji, jak to mówią, od śliny, i również nie wiedzieć czemu otrzymało wszelkie cechy rezolucji, zaakceptowanej przez powszechne milczenie. Po prostu zrobił swoje ślepy, głuchy i nic nie wiedzący vox populi: jest jakaś »szopka« na porządku dziennym, gadają, że tylko mandryl na nią iść może, — więc się nie idzie i cała parada.
Borowicz był osobistym przyjacielem sztubaka, który wyraził życzenie pójścia na ów teatr, to też zarówno kategoryczny sąd, jak ogólna aprobata przeciwnego mniemania bardzo mocno go dotknęły. W czasie lekcji rozmyślał o tej sprawie i, zacinając się w uporze, postanowił na przekór wszystkim iść na spektakl. Podczas następnej lekcji już obadwaj z niefortunnym projektodawcą przez zemstę za obelżywy werdykt uknuli spisek przeciw głosowi z głębi klasy. Zdarzyło się, że, powróciwszy na stancję, Marcin trafił w pokoju starej Przepiórzycy na rozmowę o tym właśnie