było na własnym swym gruncie parobkami Scubioły. Zabierał on im z tego gruntu wszystko, cokolwiek na nim wyrosło zasiane i wypielęgnowane ich rękoma. Sam chodził w połatanej i brudnej koszuli a nawet, wybrawszy się do miasta, nie kładł butów.
Bezwątpienia najuboższą wioską w okolicy, były same Gawronki. Przysiołek ten liczył ogółem ośmnacie dymów. Żaden z gospodarzy nie miał tam więcej nad trzy morgi gruntu najnędzniejszego pod słońcem. Na tem ich »ukaz zastał« i pozostawił własnemu przemysłowi. W całej wsi ani jeden gospodarz nie miał nietylko szkapy, ale nawet źrebięcia; niektórzy posiadali krowy, jałówki i cielęta, a jeden z kolonistów, Lejba Koniecpolski, posiadał tylko dwie brodate kozy. Krowy, cielęta i kozy mieszkały zimową porą w izbach pospołu z ludźmi, to też ludzie tamtejsi wyglądali niezbyt pociągająco. Gdyby się nieboszczyk Liwjusz zbudził pewnego pięknego poranku i znalazł w Gawronkach, zobaczyłby znowu na świecie to samo i musiałby powtórnie z niesmakiem napisać: »obsita... squalore vestis, foedior corporis habitus pallore ac macie peremti...« Grunta mieszkańców Gawronek leżały pod górą. Wody, pędzące z tej góry, myły przez wieki glebę urodzajną i odkrywały opokę, składającą się z samych czerwonych kamyków, tak pracowicie, że kiedy cywilizacja po długiem stękaniu i srogich bólach spłodziła ukaz i wolnym obywatelom gawronkowskim oddała nareszcie kamyki wraz z większemi kamieniami, — nie było tam już właściwie w czem gmerać.
Gdy nadchodził czas orki, wszyscy Gawrończanie udawali się w prośby do Scubioły. On chętnie użyczał
Strona:PL Stefan Żeromski - Syzyfowe prace.djvu/165
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.