Strona:PL Stefan Żeromski - Syzyfowe prace.djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zaledwie przebrzmiała pierwsza strofa pieśni, kiedy dolne drzwi schodów otwarły się, Marcina przejął zimny ciąg powietrza i dały się słyszeć kroki osoby, biegnącej na górę.
Marcinek skurczył się i czekał. Włosy zjeżyły mu się na głowie, kiedy tuż obok niego przesunął się — inspektor gimnazjum.
Potentat gimnazjalny przebył schody i, zdążając do drzwi chóru, wlazł w ciemnem przejściu na klęczącego prefekta.
— Kto to idzie? — zapytał ksiądz.
— Ach, eto wy, otiec... — rzekł inspektor. — Kazałem wyraźnie, żeby hymn po nabożeństwie śpiewano w języku rosyjskim. Zalecałem to dwa razy nauczycielowi śpiewu...
— Nauczyciel śpiewu wcale nie jest temu winien, — rzekł ksiądz ze spokojem, chowając w zanadrze swą książeczkę do nabożeństwa.
— Więc któż zawinił?
— Ja!
— Co takiego? — głośniej zawołał inspektor. — Kazałem śpiewać...
— Panie inspektorze, — rzekł ksiądz spokojnie i z zimną uprzejmością, — uczniowie będą śpiewali tutaj, w kościele, hymn po polsku, i to nietylko dziś, ale zawsze.
— Co takiego? — krzyknął Rosjanin. — Tak będą śpiewali, jak rozkazałem! Ja tu nie zniosę żadnych jezuickich fanaberyj. A toż co nowego? Proszę mi wskazać drzwi na ten wasz chór...
— Mogę panu inspektorowi wskazać jedne tylko