Strona:PL Stefan Żeromski - Syzyfowe prace.djvu/065

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pedel zatrzasnął uchyloną nieco powiekę i, naśladując od niechcenia wargami świst rózgi, wykonał ręką kilka ruchów dokładnie przypominających »rznięcie na pokładankę«. Pani Borowiczowa zbliżyła się do niego i, dotknąwszy ręką jego ramienia, zapytała:
— Panie, czy nie mógłby mi pan powiedzieć, kiedy będzie egzamin?
Pedelisko spojrzało na nią leniwie i nic nie rzekło Wówczas wsunęła mu w garść srebrną czterdziestówkę i powtórzyła swe pytanie. Stary ożywił się zaraz i począł skrobać swoją błyszczącą łysinę.
— Widzi pani, mnie nic nie izwiestno. Ale trzebaby tak zrobić: jak uczyteli wyjdą z kancelarji i pójdą na etaż, to można iść do sekretara. Jeśli kto wie, to on...
— A prędko też mogą wyjść z tej kancelarji?
— Ha... tego, to już znać nie mogę.
Wiadomość tę matka Marcina powtórzyła kilku osobom na korytarzu. Wieść możliwości powzięcia jakiejś wskazówki szybko się rozeszła wśród tłumu. Istotnie dyrektor, a za nim nauczyciele kolejno wychodzili z kancelarji i udawali się na piętro, gdzie mieściła się większość klas wyższych, i dokąd nikomu z obcych wchodzić nie pozwalano. W kancelarji jednak zostało jeszcze kilku profesorów. Jeden z nich wszedł do klasy, której nie odnawiano, i prowadził tam za sobą uczniów, zdających »poprawki«.
Drzwi do tej izby zostały niezamknięte i Marcinek z trwożną ciekawością przypatrywał się i przysłuchiwał procesowi egzaminowania. Stary nauczyciel, w granatowym fraku, chodził od drzwi do okna, coś