Strona:PL Stefan Żeromski - Syzyfowe prace.djvu/047

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Wyśmienicie, wyśmienicie — rzekł głośno dyrektor, a schylając się do Wiechowskiego, szepnął półgłosem: — Szanowny panie nauczycielu, temu chłopcu w końcu roku pojmuje pan... najpierwszą...
Pedagog schylił głowę i rozdął nieco nozdrza na znak nietylko zgody, ale porozumienia się co do joty i przypominał w owej chwili kelnera z wykwintnej restauracji, który zgaduje życzenia gościa szczodrobliwego. Był już prawie pewien sytuacji, i, jak czyni zazwyczaj człowiek szczęśliwy, zaczął kusić fortunę.
— Może jaśnie wielmożny pan zechce jeszcze Michcika... coś z arytmetyki, z gramatyki?
— Czy tak? Bardzo, bardzo jestem... Ale trzeba już temu dać spokój. Proszę, wyrwij pan kogoś jeszcze...
— Piątek! — zawołał nauczyciel nieco zbity z tropu.
— Jeść! — wrzasnął Piątek, pewny, że to chodzi o tak zwaną perekliczkę.
— Czytaj! — zgrzytnął na niego Wiechowski.
Czytanie Piątka mniej już zachwyciło dyrektora. Nie poprawiał go wcale, tylko uśmiechał się napoły żartobliwie, napoły ironicznie. Zanim chłopiec przemordował trzy wiersze, rzekł do nauczyciela:
— Proszę jeszcze kogoś wywołać...
W czaszce nauczyciela słowa powyższe sprawiły szum gwałtowny, który rozwiał wszystkie jego myśli, jak wicher plewy. Kilku jeszcze chłopców umiało sylabizować i to po parę liter zaledwie. Na chybił trafił jednak Wiechowski zawołał:
— Gulka Matwiej!
Gulka powstał, wziął wskazówkę w rękę i cichutko wyszeptał kilka liter moskiewskich. Gdy dy-