Przejdź do zawartości

Strona:PL Stefan Żeromski - Rozdziobią nas kruki, wrony.djvu/225

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie mam takiego, coby warto zabierać ze sobą, idąc do Abrahama na piwo. Sama przed nim zaświadcz, Natalciu, jak podły rosół jadam na obiad. Nieprawdaż, panie Ulewicz?
— Ale gdzież tam, panie dobrodzieju!
— Więc to, według pana, ma być dobry rosół? Dziwi mię to pańskie złudzenie, mocno mię dziwi. Nie, panie! Jest to najnędzniejsza rosolina pod słońcem. Racz pan tylko zwrócić uwagę, jak to on jełopa w ząbki kole.
Kubuś domyślił się, o kim mowa, ale nie myślał podnosić oczu.
— Ja syna mojego, kochany panie, syna mojego, który tutaj siedzi, Zygmusia, nazywam jełopem... — ciągnął bezlitosny gderacz.
Na twarzach wszystkich osób obecnych malowała się głęboka i przygnębiająca cierpliwość. Można było poznać odrazu, że jest ona tam utartym zwyczajem.
— A ty czegoś się tak znowu dziś wyfiokowała? — zwrócił się pan Zabrocki do panny Teresy, — ale ta w chwili, gdy tylko mówić zaczął, porwała się od stołu i z płaczem wybiegła do sąsiedniego pokoju.
Panna Tugend rozpoczęła usilny dyskurs z Kubą o powieściach, gazetach, teatrze, polityce i t. d., byleby gadanie starego zatkać jakim ciekawym szczegółem. Okropnie jej się to nie udało!
— Tere-fere-kuku, strzela baba z łuku! — zawołał. Co tam pan będziesz się nudził z tą starą romantyczką. Jeszcze jedna minuta i zacznie panu wiersze deklamować. A niech raz zacznie — no! Lepiej bądź pan łaskaw przyprowadzić moję córkę z tam-