Strona:PL Stefan Żeromski - Rozdziobią nas kruki, wrony.djvu/219

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zmierzył ostrem spojrzeniem, natychmiast odsunął się i zatopił w nabożnem sapaniu. Pani, panna i młody człowiek, uśmiechający się nieustannie, a dziwnie bezprzedmiotowo, pozostali przy kuzynce Natalce i wszczęli rozmowę szeptaną. Młoda dziewica uklękła zaraz obok matki na trawniku, wydobyła książkę w aksamitnej oprawie i, otworzywszy ją, zaczęła pochylać głowę miarowym i dosyć szybkim ruchem, co we wszystkich prawie guberniach «kraju Przywiślańskiego» wyobraża głębokie pogrążenie ducha w modłach i rozmyślaniu.
Kuba zauważył nietylko ruch tej głowy, ale również jej nadzwyczajną piękność. Uderzyła go przedewszystkiem wytworność tej postaci, tak żywo odbijająca od tła, na które składały się grube rysy i obrzydliwie prostackie stroje dziewek wiejskich, a głównie puder zaspami leżący w zagłębieniach około nosa p. Natalii. Zamknąwszy książkę wcześniej, niż można było przewidywać, piękna nieznajoma uniosła woalki i spojrzała na Kubę z takim wyrazem, jakby mu chciała powiedzieć: — o ile mi wiadomo, nie miałeś pan jeszcze sposobności widzieć moich oczu; — oto są...
Ujrzawszy te piękne oczy niebieskie, o połyskliwości żywego srebra, zamglone cieniami długich rzęs, ze spojrzeniem zarazem naiwnem i tającem w sobie lubieżność, tę twarz cudowną, bez rumieńca, białą, twarz dziewczyny ledwie rozwiniętej, a już namiętnej, — odrazu się zakochał. Zdawało mu się, że jakiś wysoki, najgórniejszy, ostatni, jaki jest, ton organów ścisnął mu serce i zawarł w niem na zawsze przedziwne szczęście. Kiedy z rozkoszą i nienasyconą ciekawością przyglądał się nieznajomej, znienacka, niby