Przejdź do zawartości

Strona:PL Stefan Żeromski - Rozdziobią nas kruki, wrony.djvu/193

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

domiar złego nie mógł usnąć. Miasto ucichło zupełnie. Ani jeden odgłos nie dochodził z ulic, ani jeden szmer nie zagłuszał huku, rozlegającego się w uszach i czaszce Jakóbka. I huk ten wzmagał się ciągle, a był straszny, jakby wody walącej się w przepaść bezdenną z ciasnych upustów. Wrzaskliwe ulice, kamienne podwórza, ściany i chodniki, jęczące wiekuiście od łoskotu i echa stąpań, domy, w których kotłuje się ciągły gwałt życia, cały ten krajobraz z kamieni i żelaza, widzialny z otwartego okna, teraz znagła skonał, stężał i oniemiał. Kubie zdawało się, że oderwany został od ziemi, rzucony w przestwór i że tam stoi nad cmentarzem niezmiernym, zasypanym dziwacznymi grobowcami. Ogarniała go trwoga, jak zimne powietrze i wzmagały się napady sentymentalnego egoizmu. Przy nikłym świetle rozniecającego się dnia odwijał rękawy koszuli i oglądał wychudłe ręce, macał twardy brzuch, boleśnie współczuł żołądkowi, który nie był w stanie trawić i płakał gorzkiem szlochaniem nad zwiędłymi członkami. Z niewymowną żałością głaskał swe ręce, wyczuwał palcami bieg krwi w wenach i, jęcząc, wołał na nią: — no, idź, leć, ruszaj się, pracuj!... Bojaźń i przeczucie utraty tych członków wznosiła się w jego umyśle, jak chmura, w której latają pioruny. Począł głośno stąpać po izbie, aby zagłuszyć huk w uszach i dodać sobie odwagi. Na szczęście gdzieś daleko począł dudnić wóz po bruku, potem ozwała się pierwsza dorożka, jakiś dzwon się rozśpiewał, później świst przybywającego pociągu zaleciał aż do miasta po rosie z odległych lasów. Szum w uszach zaraz nacichł, ale nie odstąpiły owe koncepcye dziwaczne i wyobrażenia fantastyczne. Około