Przejdź do zawartości

Strona:PL Stefan Żeromski - Rozdziobią nas kruki, wrony.djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

To już druga istota... Czyż z każdą szlachetną duszą na tej ziemi tak będzie? Wewnętrzna, głęboko schowana bojaźń mówiła mi, że tak będzie. Zdaje mi się, że oni to nazywają... niewolą.


∗             ∗


22 czerwca.

Podoficerstwo moje jest, że się tak wyrażę, synekurą: nie wymaga spełniania obowiązków przywiązanych do tytułu, brzmiącego tak mile i do naszywek ze złoconego szychu, błyszczących tak żółto. Dźwignij niedbale rękę do czoła, gdy ci na ulicy prości żołnierze salutują, — oto wszystko. Korzystając z okoliczności tak dalece przyjaznych, wałęsałem się samopas po okolicy i uprawiałem bez przerwy obszerną niwę melancholii. Czasami, ale tylko czasami, widywano mnie na placu, gdzie hołota ćwiczy się w sztuce strzelania do celu. Czeremisow zwrócił w końcu uwagę na moje wolne próżniactwo i dał mi do wykonania przyjemną misyę, a mianowicie — kazał znaleźć w okolicy dwór taki, gdzie żołnierze z jego roty mogliby mieć na dogodnych warunkach zajęcie przy żniwie. Żadna na kontynencie głowa nie mogła wykombinować nic lepszego! Tego właśnie dusza moja pragnęła gorąco.
Przed tygodniem, przywdziawszy uniform najlżejszy, bo tylko żołnierską białą koszulkę bezpośrednio na kształty, wziąłem patyk w rękę i wymaszerowałem, co się nazywa prosto przed siebie. Gdziem ja nie był! Docierałem aż prawie do Bugu, błąkałem się po naj-