Strona:PL Stefan Żeromski - Rozdziobią nas kruki, wrony.djvu/096

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

filozofia ludzi rozsądnych, jak grzech pierworodny na mnie ciąży.
A teraz ja sam jeden, żak i «kawaler», muszę przecie wyratować kolegę. Wyratować — to znaczy, skromnie mówiąc, rozpocząć akcyę i poprowadzić ją z taką szczególną chytrością, z takim «rozumem stanu», aby najznaczniejsza część win Janka na mnie spadła. Mam poprowadzić wszystko tak, aby on się o tem dowiedział i, — bagatelka!! — aby na to przystał.
Jutro zacznę starać się o urlop. Pojutrze wyjeżdżam do Warszawy. Ach, wy nędzne zielska pętające nogi, wy podłe obawy, plugawe przesądy, wy znaki tajemnicze, co latacie przez mózg, jak pioruny po chmurach w czasie nawałnicy! Spartanie przed bitwą śmiertelną trefili włosy, namaszczali mięśnie oliwą i ozdabiali głowy kwiatami. Wówczas wielbiły ich zakochane kobiety, błogosławili starcy, wspierały zazdrością i żalem tłumy dzieci i kalek. Takich, jak ja, idących w tajemnicy przed światem, nie popchną na drodze powinności łzy niczyje. Uwieńczmy jednak, o bracie, nasze głowy kwiatami, my dwaj! Excelsior!


∗             ∗


15 kwietnia.

Otóż i piętnasty! Dzień ciepły, jasny, przejrzyste niebo, wiatr z południa wieje. W oczach wyrasta trawa i już naokoło połyskuje świetlistą zielonością. Pagórki za miastem obeschły i popielate smugi ról przesłania, jak mgła — jasno-zielona, nikła, delikatna, przejrzysta