Strona:PL Stefan Żeromski - Rozdziobią nas kruki, wrony.djvu/067

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

naczelnikowi» i po łamanej ruszczyźnie, a żony ich i córki po tem, że przyjechawszy na bal do takiego p. Kłuckiego, z fochami i grymasami odpędzały oficerów, zapraszających je do tańca.
Rogowicz dostrzegł mnie i począł przedstawiać rozmaitym pięknościom. Piękności spoglądały z obrzydzeniem na mój bezbarwny uniform i co rychlej odwracały piękne głowy. W kącie sali, na brzeżku krzesła siedziała młoda panienka w stroju niewykwintnym. Obok niej kręcił się sztabs-kapitan Izmaiłow. Jest to mężczyzna mniej więcej czterdziestoletni i prawie przystojny... Mówię — prawie przystojny, — bo szpeci go cokolwiek po pierwsze cera nosa, żywo przypominająca barwę czerwonego atramentu, a powtóre brak lewego nozdrza. Brak ów, jak utrzymują biegli w medycynie młodsi oficerowie naszego pułku, jest rezultatem mocnego kataru. Sztabs-kapitan rozstawia nogi, nieraz bez żadnego powodu, pluje przed siebie i posługuje się przysłowiami i anegdotami, chyba tylko w sekrecie używanemi przez ludzi t. zw. lepszego towarzystwa. Może dlatego, że panna Jadwiga Zapaskiewiczówna była ostatnią z rzędu dziewic, którym wymieniłem moje nazwisko, może dlatego, że nie spojrzała na mnie z tak dystyngowaną wyniosłością, może nawet dlatego, że sprawiła wrażenie zapomnianej — poprosiłem ją do walca. Para nasza nie wywołała prawdopodobnie żadnego efektu. Tancerka moja miała zwyczajne, skórkowe trzewiki na grubych podeszwach, włosy gładko zaczesane z czoła do góry, suknię najwidoczniej na gwałt przerobioną z przedwiecznej jakiejś szaty balowej i całkiem liche rękawiczki.