Strona:PL Stefan Żeromski - Rozdziobią nas kruki, wrony.djvu/062

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nie mogę się z nim spierać, bo nie potrafię... Na nieszczęście i z nią nie mogę zacząć rozmowy o tych rzeczach. Ot — ty, bracie, dopiero potrafiłbyś ją przekonać...
Spojrzałem na niego ze zdumieniem.
— Skończyłeś gimnazyum — mówił dalej, unosząc się — i wiesz doskonale, kiedy stary łże. Jakeśmy byli na herbacie, przyszedł mi do głowy projekt, żebyś ty jej dawał lekcye...
— Jakie lekcye?
— No... czy ja wiem? Polskiego, czy tam historyi. Mógłbyś na nią wpływać...
— Ale, mój kochany, z takich wpływań mogłyby być fatalne skutki. Masz mnie za starego Kamedułę, czy jak? Zbałamucę ci narzeczoną...
— Nie! ty jesteś porządny, stary kolega, nie zrobiłbyś tego. Z oczu ci patrzy...
— Skąd ty tam możesz wiedzieć, co mnie z oczu patrzy! Przecie ta panna Marya musiała chodzić na jakieś pensye.
— Chodziła do gimnazyum w Siedlcach i była w Maryjskim instytucie, ale bardzo krótko. Gdybyś ty ją był widział wtedy, jak była w czwartej klasie!...
— Nicby mi z tego nie przyszło, choćbym był i widział ją wtedy, jak była w czwartej klasie. Co do lekcyj — to gotów jestem przystać, jeżeli mi określisz wyraźnie, co mam wykładać. Historyi polskiej ja wcale nie umiem. Z literatury — umiem na pamięć kilka romantycznych wierszy i znam kilka bezbarwnych powieści. To znaczy, że pod tym względem właśnie jestem tak samo mądry, jak panna Marya. Zresztą, jeżeli