Przejdź do zawartości

Strona:PL Stefan Żeromski - Rozdziobią nas kruki, wrony.djvu/016

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Gdy grot dźwięknął, uderzywszy o lufy sztucerów — żołnierz poklepał Winrycha po ramieniu i mrugnął na towarzyszów. Tamci sięgnęli po karabinki, założone na plecy. Winrych stał na miejscu, jak przedtem, obejmując ramieniem kark konia. Usta mu się skrzywiły wzgardliwie i w sercu zsiadło nie to męstwo, lecz pogarda bezbrzeżna, pogarda wszystkiego na tej ziemi.
— Ty do czyjej partyi to wiozłeś? — zapytał go ów rewidujący.
— Głupiś! — odrzekł Winrych, nie podnosząc głowy.
— Do czyjej partyi to wiozłeś? Słysz, polaczyszka!
— Głupiś!
— To nie chłop — rzekł do podwładnych starszy, z naszywką na ramieniu — to powstaniec.
— Głupiś! — rzekł Winrych, patrząc w ziemię.
— Bierz psiego syna! — wrzasnął żołdak.
Dwu z nich odsadziło się natychmiast o kilkadziesiąt kroków i szybkim ruchem nastawiło lance poziomo. Skazany spojrzał na nich, gdy mieli ukłuć konie ostrogami, i zaraz, jak małe dziecko, zasłaniając głowę rękami, cichym, szczególnym głosem wymówił:
— Nie zabijajcie mnie...
Zerwali się w skok z miejsca zgodnym susem i wraz go przebili. Jeden ohydnie rozpłatał mu brzuch, a drugi złamał dekę piersiową. Trzeci ułan odjechał o kilkanaście kroków i gdy dwaj pierwsi, wyrwawszy lance i splunąwszy, usunęli się na bok, wziął na cel głowę powstańca. Pociągnął za cyngiel wtedy właśnie,