Strona:PL Stefan Żeromski - Przedwiośnie.djvu/363

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jakieś poruszenie umysłów, które dotychczas znajdowały się w stanie biernego słyszenia wyrazów: — »klasa, proletaryat, burżuazya, robotnik, walka klas« i t. d. Lecz na skutek tych enuncyacyi i Cezary poczuł w sobie właściwą mu przekorność. Każde bowiem uwydatnienie pewnych prawd, zapomocą mówionego słowa, uwydatniało zarazem braki i wady argumentacyi, a nadto przywodziło na pamięć rzeczywiste obrazy, zaprzeczające z gruntu słowom głoszonym, jako prawdy. Każde niemal słowo budziło w umyśle słuchacza kontr-słowo, a każda prawda głoszona domagała się wysunięcia i postawienia kontr-prawdy. Gdy towarzyszka mówczyni na chwilę umilkła, zbierając argumenty do dalszych wywodów, Cezary podniósł rękę, prosząc o głos.
Towarzysz, pierwszy mówca, który miał na tem zebraniu przyrodzony, niejako, stopień przewodniczącego, ze względu, zapewne, na zasługi, położone dla sprawy emancypacyi robotników, — ze zdziwieniem wejrzał na młokosa, przerywającego wykład tak świetnej propagatorki. Ale Cezary nastawał z żądaniem głosu. Lulek zaniepokoił się. Blady i przestraszony wyskoczył z tłumu na środek pokoju i, machając rękami, dawał znaki milczenia zuchwałemu koledze. Nic to nie pomogło. Przewodniczący rzekł:
— Teraz mówi towarzyszka. Później udzielę towarzyszowi głosu.
— Dlaczegóż nie teraz? Ja tylko parę słów...
— Więc proszę, — ale parę słów! — rzekł z niechęcią towarzysz głowacz.
— Chciałem powiedzieć parę słów, — zaczął Ce-

352