Strona:PL Stefan Żeromski - Przedwiośnie.djvu/278

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Gdy panna Wanda Okszyńska, na skutek znalezienia we wnętrznościach zmarłej śladów strychniny, która śmierć spowodowała, — była wezwana do sędziego śledczego, a nawet aresztowana, później zaś wypuszczona na wolność, wskutek braku jakiegoś realnego przeciwko niej dowodu, — to te wszystkie awantury, doprowadzające całą okolicę do stanu białej gorączki, Cezarego mało wzruszyły. Można utrzymywać, iż wojna z jej okrucieństwem, a przed wojną widoki, dostrzeżone w rewolucyach bakińskich, wyziębiły w nim wrażliwość na sprawy tragiczne. Cezary zbyt wiele już widział tych »smutnych kawałków«, ażeby mógł się nimi przejmować do głębi. Przeciwnie — tragizm wydarzeń rodził w nim suchość, czerstwość, zdrętwiałość wewnętrzną, a nadto rozniecał jakąś chełpliwość, cynizm, zdolność do przechwalania się, przelicytowywania w okrucieństwie i, jeżeli nie samą zbrodniczość instynktu, to pewien surogat zbrodniczości, snobizm, uwielbiający zdolność do zbrodni. Gdyby był wcale nie widział wojennych i rewolucyjnych »kawałków«, byłby się ich nietylko bał, ale i lękał. Wspomnienie groźnych widoków kazało patrzeć na takie tam drobne wypadki, jak zadzióbanie jednej perliczki przez drugą, jako na fatałaszki. Takież to on sceny widywał! Widywał, jak niewinną dziewczynę ormiańską zgraja chłopów potężnych gwałciła, — drab po drabie, — a później ostatni pchnął ją nożem pod to serce, które już prawie nie biło. Widywał, jak potem ta zgraja zapalała papierosy, i, podśpiewując, szła w swoją stronę. Cóż tam Karusia i ta druga!
W gruncie rzeczy jednak, ani widziane zbliska

267