Strona:PL Stefan Żeromski - Przedwiośnie.djvu/263

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rękę, zamiast na czarnych, czy białych klawiszach, złożyła na jego ręce. Wydłużona dłoń, zimna, jak z lodu, drżąca spazmatycznie przycisnęła wierzch jego dłoni do klawiszów, — chude palce żelaznym uściskiem ogarnęły jego palce. Cezary siedział dość długo bez ruchu, poddając się temu uściśnieniu, w zupełnej niewiedzy, co ma zrobić z tym fantem, który go trzymał w ręce. Podniósł oczy na twarz pannicy. Głowa jej była odwrócona i wciśnięta między barki, jakby dla powstrzymania szlochów, czy przetrwania uderzeń. Ręka, obejmująca jego rękę, wciąż febrycznie drżała i szponami palców wpijała się pod palce. Zrazu pomyślał, że jego partnerce zrobiło się niedobrze, że to jakiś panieński atak, — »istierika«, na którą panny w Rosyi bardzo cierpią. Lecz, przyjrzawszy się uśmiechowi warg, zrozumiał. Wysunął swą rękę ostrożnie i stanowczo z pod tamtej dłoni. Nie wiedział, co robić dalej. Przesunęła mu się w pamięci melodya znanej piosenki operetkowej:

»W lasku Idy trzy boginie
Spór zacięty wiodą wraz:
Która z nas pięknością słynie,
Która najpiękniejsza z nas?...«

Myśl jego pognała ku ubóstwianej, ku bogini. Marzenie jego wionęło ku tamtej. Rzekł z bezlitosnym, z okrutnym uśmiechem.
— Widziałem tutaj któregoś dnia, jak pani uciekała przed perliczką.
— Ja? Pan to widział? — jęknęła, zrywając się z miejsca.
— Widziałem, jak dookoła pani fruwały wstążki,

252