Strona:PL Stefan Żeromski - Przedwiośnie.djvu/161

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

znawca przepisów towarzyskich i nieco za śmiały wojownik.
— Wojownik musi być śmiały. Oto, widzi pani jaki jestem śmiały.
Mówiąc te słowa, Cezary zarzucił prawe ramię płaszcza na ramię panny Karoliny, a lewem okrył swe ramię. Ażeby zaś jaknajbardziej ją okryć, przyciągnął ją mocno do siebie. Panna Szarłatowiczówna odsunęła się od niego, ale niezupełnie, niezdecydowanie. Obejmując ją delikatnie, i o tyle tylko, żeby nie mokła na deszczu, czuł, jak drżała na całem ciele. Głos jej drżał również, gdy mówiła:
— Nie zawsze, proszę pana, śmiałość popłaca. Ja przynajmniej nie nadaję się do żołnierskich śmiałostek.
— Do tego stopnia i ja się nie ośmielam, żebym miał pani sprawić jaką przykrość. Jeżeli zrobiłem, to bezwiednie i za to przepraszam.
— Żadnej przykrości mi pan nie zrobił. Ale otóż i dwór! Dobranoc panu! A czy też pan naprawdę trafi?
— Jak w dym!
— Życzę dobrego snu w aryańskim zborze...
Cezary skłonił się przed jakąś obwisłą gruszą, czy jabłonią, która go wzamian oblała kroplistym otrzęsem, — bo panna Karolina znikła już w mroku.




Nazajutrz, wyspawszy się znakomicie, Cezary obudził się bardzo wcześnie. Deszcz podzwaniał w szyby okna i wiatr zimny przenikał do pokoju. Słychać było

150