Strona:PL Stefan Żeromski - Promień.djvu/176

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

prawa usługiwać im w niczem. Same słały swe łóżka, czyściły obuwie i sukienki, nosiły dzbanki z wodą, zamiatały mieszkanie, schody i dziedziniec.
Nim upłynęło kilka tygodni, Grzybowicz pochłonięty przez gazetę zaprzestał wtrącania się do ministeryum edukacyi. Raduski, wcieliwszy w życie swój wymyślony program, usunął się i przyglądał, jak pani Grzybowiczowa, zrozumiawszy intencye opiekuna, rzecz prowadziła. Elżbietka nie dała się odrazu nagiąć do surowego regulaminu. Kaprysy jej, płacz i krzyki, leniwe opuszczania wyznaczonych robót zatruwały Raduskiemu spokój. Ale zwolna, zwolna dawne pieszczące warunki nikły w pamięci dziecka, maleńkie radości nowego życia nabrały uroku i poczęła ciągnąć pług swego losu. Więcej zmartwień dostarczał wychowawcom charakter Anuli. Rychło spostrzeżono, że to dziecko przedmieścia umie nie tylko kłamać ale i kraść, nie tylko doskonale oszukiwać ale nawet udawać cnoty, jakich żądano. Zbadawszy te jej przymioty, pan Jan wziął się do dzieła, do studyów psychologii, do wertowania literatury, roztrząsającej występki dzieci. Siadywał w nocy, zagłębiając się coraz bardziej w swe umiejętności, a właściwie po swojemu walcząc z naturą, z jej złemi siłami, których stępianie, a jeśli się dało niweczenie, stanowiło rozkosz jego duszy. Ciągła obserwacya życia wychowanek, dziwne krążenie w świecie ich cnót, wad, przymiotów sprawiło, że coraz lepiej udoskonalał ów system i że, wespół z panią Grzybowiczową, w istocie hodował dusze i ukształcał charaktery sierotek. Chciał być wszędzie i zawsze bezstronnym, nigdy pod jakimkolwiek względem nie dawać doktorównie pierwszeństwa