Strona:PL Stefan Żeromski - Popioły 03.djvu/186

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Prawda, coś mi wasan w tej materyi gadałeś. Cóż ja mam z tobą zrobić?
— Jako zwyczajny widz...
— Niema widzów w bitwach. A ja ci powiem sub rosa, że my nie na bal paré idziemy za tę grobelkę. Gdzie twój pułk stoi?
— Właśnie tego nie wiem.
— To się dowiedz i kwita!
— Panie generale!
— Zaraz... Umiesz po niemiecku?
— Umiem.
— Ale czy napewno?
— Umiem, panie generale.
— No dobrze. Będziesz mi potrzebny, jako tłómacz... w razie pojmania, uważasz, niewolnika. Ale czegóż łazisz rozpięty, jak mamka?
— Bandaż.
— Bandaż... Pokaż-no się. To szósty pułk. Z pierwszej formacyi. Pod Tczewem byłeś?
— Byłem.
— Pod Gdańskiem?
— Byłem, panie generale.
— Jako »widz«?
— Właściwie...
— Rozumiem! To wiedz, że ja cię kurować nie będę. Możesz przy mnie być i rób, jak ci się podoba. Olbromski. Pamiętam tamtego! Zacny był oficyerek, choć mazgaj i sentymentalista. No, w drogę!
Wyszli na świat. Ciemne były jeszcze pola. Płaską otchłanią słały się na wschód i na zachód. W stronie Jaworowa, na wodach szeroko rozlanych, na sta-