Strona:PL Stefan Żeromski - Popioły 03.djvu/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— I nie masz zamiaru umierać?
— Ani myślę.
— A jakże się ma twoja tkliwa rana?
— Wcale dobrze.
— Teraz będziesz spał, czy nie?
— Nie będę spał, panie generale.
— Napewno?
— Napewno, panie generale.
— Słuchaj-że rycerzu. Rozkazy do marszu wyda szef sztabu, a ja się zdrzemnę jeszcze do świtu. Pojmujesz, co mówię? Zdrzemnę się do świtu. Jak tylko zacznie szarzeć, obudzisz mię. Obudzisz?
— Obudzę, panie generale.
— Namyśl się. Bo gdybyś miał zasnąć...
— Obudzę, panie generale!
Sokolnicki rzucił się na łóżko, Rafał postanowił korzystać ze sposobności i robić karyerę. Rzekł tedy śmiało:
— Panie generale, racz mię wysłuchać.
— Tylko prędzej, prędzej!
— Pozwól mi towarzyszyć sobie w tej ekspedycyi.
— W charakterze?
— W charakterze... w charakterze...
— Prędzej!
— W charakterze... poprostu podporucznika à la suite.
— Nie mam do tego prawa i nie znam takiej rangi. Jestem tylko generałem brygady, a ty rannym oficerkiem. Jak zostanę naczelnym wodzem in partibus infidelium, nie zapomnę, żeśmy spali pod jedną kołdrą.