Strona:PL Stefan Żeromski - Popioły 03.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

many zarost mimowoli pociągnęły wzrok Krzysztofa Nieruchome oczy kapitana zasłane były tumanem..
Cedro otrząsnął się i wstał z tapczana silniejszy i zdrowy na duszy.
— Masz dosyć? — spytał Wyganowski, nie odwracając głowy.
— Mam dosyć.
— To idziemy.
— Jestem gotów.
Przed klasztorem, w jego zdeptanych wirydarzach stały kolumny, gotowe do dzieł nowych. Rozwarto bramę. Wojsko żelaznym krokiem weszło w ulicę Engracia.
Pod narożnym, z prawej strony budynkiem ujrzeli towarzyszów, wywalających drzwi. Nikt nie wiedział, co to za gmach. Bramy miał potężne, zamczyste, okute, ze strasznymi ryglami, mury grube, kraty niezłomne w oknach. Nowoprzybyli z klasztoru wsparli oblegających potężnem ramieniem. Przyciągnięto jedną ze zdobytych armat, postawiono paszczę jej o kilkanaście kroków od wejściowych drzwi. Grzmotnęła kula we wrótnie raz, drugi, trzeci. Kamienne obramowania wierzejów spękały się, wgięły do wewnątrz i wywaliły wreszcie pospołu z wrótniami. Szturmujący rzucili się ciałem swem na pochylnię wrót, wpełzli przez górny otwór do ciemnego wnętrza. Ujrzeli przed sobą ogromną sień z szerokimi w głębi stopniami z marmuru. Połowa sieni zawalona była workami ziemi. Wcisnęli się tam po jednemu i zaczęli uprzątać z drogi szykanę. Nikt im w tej pracy nie przeszkadzał wcale. Sądzili zrazu, że dom ten nie będzie wcale broniony. Ale skoro