Strona:PL Stefan Żeromski - Popioły 03.djvu/069

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Huerba ruszyła garść ułanów artylerzystów. Wśród wściekłego upału, w ogniu strzałów, buchających, jak gromy i pioruny, ze Strzelnic kutych w murze klasztoru, Przypadli do wyłomu. Ujrzeli tutaj oko w oko obrońców. Rzucili się jedni na drugich, jak rozjuszone zwierzęta. Rzygnęła z przebitych piersi krew. Wał trupów zagrodził wejście. Mury klasztorne z trzaskiem padały. Waliły się sufity i z pięter leciały zastępy chłopów w głąb piwnie. Belki miażdżyły ich, oberwane piece i ściany zasypywały odrazu. Krzysztof znalazł się nad brzegiem jednej z tych jam. Oniemiał. W dymie i słupach ceglanego pyłu, w ruchomych gruzach pod swemi stopami widział gmeranie się tej konającej miazgi. Głowy obwiązane czerwonemi chustkami w sposób świąteczny na obraz dużej obręczy; długie włosy wysmarowane tłuszczem, wełniane płaszcze w białe i niebieskie pasy, a sięgające do samej ziemi, jak togi rzymskie... Wierzgały i roiły się nogi w białych pończochach i czarnych, aksamitnych spodniach, trepy drewniane z czarnemi wstążkami, związanemi w tyle nogi. Wyciągały się jeszcze ręce, ściskające długie noże.
Z rozwartych jam w rozpękłych ścianach wypadały coraz to nowe szeregi wystrojonych świątecznie; rzucały się na napastników ze ślepem męstwem. Zamordowano ich bagnetem i zepchnięto do wspólnego z tamtymi grobu. Piechota polska wtargnęła w wyłomy klasztoru. Depcąc ranionych i konających, biegnąc po gzymsach, obok piwnic pełnych konania, zbroczeni krwią, w poszarpanych ubraniach, z lufami lepkiemi i ociekającemi, chyżo wypadli wreszcie na pierwszy plac.
Engracia!