Strona:PL Stefan Żeromski - Popioły 03.djvu/036

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Były ciężkie i jednostajne, niby z jałowego metalu. Nurzały się w sobie coraz szybciej te skiby i brózdy wodne, jedne w drugie wchodziły i pożerały się wzajem, bez końca. W szerokiem ujściu rzeki pogranicznej Bidassoa, zamkniętem między przylądkiem św. Anny, od skał najeżonym i ślizkim, a hiszpańskim już Cap du Figuier — zwolna wlewały się fale na ławice nizkich piachów, dążąc bez ustanku a niepostrzeżenie aż pod same mury Fuenterrabii. W oczach żółte niziny i brzegi rzeźbione stawały się niczem, topniały i ginęły. Wnet przemieniły się w morze. Twierdza francuska Hendaye na tej stronie zatoki ukazała się na brzegu morza, kiedy niedawno stała wśród rozległej płaszczyzny ziemskiej. Nad zielonkowatym obrusem wodnym unosiły się teraz z piskiem rybitwy. W skalnych zatokach, w żółtych ostojach, między wapiennemi nogami skał nadbrzeżnych, w przesmykach najeżonych wypróchniałymi zębami, rozszerzał się tuman nieruchomy. Nigdzie wesołego żagla, ani trwożliwej pracy wioseł...
Skały tylko naokół trupio szare, złupione przez czas i plutę, wyssane przez wody, z dziurami, jak w zeschłej gąbce. W płowej ich masie, w chropawej odraźliwości lśniły się pod zorzą białe żyły marmuru, kryształu, czy soli, wypukłe, jakoby sieć splątana badylów i kłączów dawno uschłych i zaginionych porostów morza. W szczelinach, przepęknięciach, dziurach i niedostępnych lochach dogorywała ostatnim połyskiem, barwna jeszcze od zorzy, a w rzeczy stęchła, gęsta i gnijąca woda, karmicielka mchów żółtych i szarych pnączów. Z daleka od brzegu i calca skały tkwiły w morzu odosobnione pnie kamienne, zębate szkopuły i wy-