Strona:PL Stefan Żeromski - Popioły 03.djvu/029

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Charleville, Paryż, Mans, Alençon, Bordeaux, Dax... Po przebyciu w końcu kwietnia szerokich łach Garonny pod Langon, minąwszy obszary piasków ziemi Guienne i Gaskonii, lasy dębu korkowego pod Roquefort, a kasztanowe dąbrowy pod Mont de Marsan, weszli w departament des Landes, w smutne i usypiające piaszczyste pola. Piechota płynęła na łodziach i tratwach rzeką l’Adour, toczącą swe fale po lewej ręce odwiecznego traktu na Tartas i Dax. Konnica szła zwolna owym gościńcem. Była to droga ponura, nie rozweselona ani jednym widokiem łaskawszym.
Krzysztof Cedro w ciągu tych długich, kawaleryjskich pochodów, od brzegów Niemna do brzegów Garonny, ogorzał, rozrósł się, przytył i zczerstwiał na duchu. Zginął, jako osoba, w szorstkim i grubiańskim tłumie żołnierskim, zamknął się w sobie i umilkł. Był wciąż bez troski, wesół, dobrej myśli, zajęty żołnierskiemi sprawami. Ale w istocie rzeczy jechał w najzupełniejszej samotności. Pochody były nocne. Gdy przed zmierzchem rozlegało się trąbienie — »na koń« — gdy szwadrony ludzkie wrastały w kulbaki, a pułk się zbierał, formował w kolumnę i wolno puszczał w drogę, Krzysztof poczynał żyć. Oddziały, znużone za dnia czyszczeniem koni, rewizyami wachmistrzów, reparacyami rynsztunku, kuciem koni — spały twardo na siodle. Spali ludzie, od chłodu nocy wiosennej zawinięci w swe płaszcze, i spały wędrujące konie. Noga za nogą szedł senny pułk topolowemi alejami »słodkiej« Francyi. Szaro błękitne obszary pól zwolna, zwolna ginęły w łagodnem, kwietniowem zaśnieniu dnia, w uroczym zmierzchu. Odległe domostwa z szarego muru wieże kościelne, fermy i miasteczka, stare