Strona:PL Stefan Żeromski - Popioły 03.djvu/021

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ale rady dać nie mogą. A tu, powiada, Wrocławia mogą dobywać, a we Wrocławiu książę Hieronim ma kwaterę. Brońcie mię, Polacy! Fijałkowski mu rzecze na to: Dobra! Prusaków łupać — o jej!
Pułk już się był rozkwaterował w Lignicy, więc ino skoczą, zatrąbią wsiadanego: — Na koń! Wiara myślała, że w mieście gore, czy ki dyabeł, bo o nieprzyjaciołach nie słychać było w tej stronie. Ale w siedm minut pułk stanął w strzemionach, jak mocny, stary las dębowy. Wyszli w kłus traktem ku miejscu tak nazwanemu Jauer, a stamtąd na rozstajne drogi od Wrocławia i Lignice. Akuratnie nadciągną Prusacy do tego miejsca pościgiem, a w wielkiej sile. Mieli okrągłe pięć tysięcy doborowej piechoty, mieli armat sztuk dwanaście, a prócz tego huzarów swoich tabaczkowych szwadron, a prócz tego bośniackich pikinierów konnych to samo szwadron.
Dzień się robił. Generał Lefebvre stanął, w pierwszym szeregu ułańskim. Szedł przed nim kapitan Fortunat Skarżyński, a prócz tego byli tam starzy znajomi: był Hupet, był Szulc młodszy, a z poruczników — Rybałtowski, Błoński, Dziurkiewicz, Ledóchowski, był brat wachmistrz, stary wyga, Pruski i drugi Skarżyński. Pierwszy i trzeci szwadron polski skrócił cugle. Broń do ataku! Runą w Prusactwo z kopyta, po polsku, co duchu w szkapach. Lancami psubratów — durch! Ich tam generał wystawił na pagórku dwanaście swoich armat i dawajże w drugi a czwarty szwadron, co im z boku, polem, zachodziły...
Ale gadki! W jednym momencie konnica pruska, dragony, huzary, bośniaki na łeb, na szyję, w drzazgi!