Strona:PL Stefan Żeromski - Popioły 01.djvu/278

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Waćpan tu byłeś?
— Jakże! Już my w starym zamku nie mieli nadziei. Jeść nie było co, amunicya wyszła. Generał-komendant Beaupoil zaczął się układać... Nie było żadnej nadziei... Żądali, żeby my złożyli broń i przeszli wszyscy co do nogi przez Porta Vescova. Byliby nas żywcem zarżnęli. Aż tu nadchodzi wieść: pokój zawarty z cesarzem. Z Laudona nic! Radość nas ogarnęła...
— Radość was ogarnęła, że pokój... — zaśmiał się książę szyderczo.
— Zaraz też ze szczytu fortu Saint-Félix rozpoznali kolumnę zbliżającą się. To był generał Chabran. Wnet szturm do bramy San-Zeno, bo miał dwanaście armat! Tam to szli i nasi z szefem Liberadzkim na czele Ale że mu prorok w Awinionie śmierć przepowiedział od pierwszej kuli, więc też padł pierwszy.
— Co też to waszmość?
— Prawda święta! Ale nie czas tu i miejsce na gawędę. Proszę za mną. Taki rozkaz!
— Możebyś mię waćpan puścił na oficerskie słowo. Jestem tu przejazdem. Nie będę robił emeuty w Weronie. Nazwisko Gintułt. Z książęcego rodu...
— Nie przemawiają do mnie rody książęce, com złożył przysięgę nienawidzenia tyranów! — rzekł ze srogością oficer.
— Do licha! Idę posłusznie.
Ruszono w drogę. Książę mimo chęci obszedł całe miasto. Znużony też był potężnie, ale nie żałował, że się tak stało. Maszerował w żołnierskiej kolumnie twardym, chodziwym krokiem. Ów szept żołnierza w marszu, podniecający łoskot stąpania, szczęk broni...