Strona:PL Stefan Żeromski - Ponad śnieg bielszym się stanę.pdf/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
JOACHIM

Upadam do nóg, jaśnie paniczu. (Wychodzi)

WINCENTY

Na ślub przecie jadą...

(Patrzy długo we drzwi, za któremi zniknął Joachim. Słychać daleki, monotonny szum powodzi, kiedyniekiedy krzyk z odległości.)
WINCENTY (zbliża się do okna, wygląda)

Pada... Znowu ulewa! (z radością) Rostąp się niebo! Spadaj, potopie niebieski! (Po chwili) Jutro o tej porze już będzie po wszystkiem. Wrócimy z kaplicy w Klonach, gdzie się odbędzie ślub Ireny z Olelkowiczem. Cóż ja pocznę, gdy będę patrzał na ten ślub, gdy potem będę jechał konno za ich powozem? Jak ja sobie dam radę! Jak ja ten jutrzejszy dzień... (Głucho szlocha, wałęsając się po pokoju.) Jutro... o tej porze...

(Ociężale zmierza do sofy, stojącej z lewej strony, siada bezwładnie w rogu i ujmuje swą głowę w obiedwie ręce. Tak pozostaje długo w nieruchomej postawie.)
IRENA
(uchyla drzwi, wchodzi na palcach, rozgląda się po pokoju, mówi szeptem.)

Wiko!

WINCENTY (z radością, z rozkoszą)

A!

IRENA (szeptem, tajemniczo)

Niema tu nikogo?