Strona:PL Stefan Żeromski - Dzieje grzechu 01.djvu/378

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

norem, aczkolwiek i ze skłonnością do mizantropii. W sąsiednich kajutach rozgłośnie cierpiano.
W tym czasie doświadczała uczucia wstrętu i do samej siebie. Miała odrazę do wspomnienia ostatniej rozmowy ze Szczerbicem. Nie mogła wyznać tego przed sobą, ale w istocie rzeczy sprawiały jej niejaką uciechę afekty hrabicza. Nie wiedząc niby, wiedziała o jego uczuciach. Była ich pewna. Przywykła jeszcze w Warszawie do faktu, że on w niej kocha się beznadziejnie, »platonicznie«. Ani razu nie myślała o tem na seryo, ale miała go w myślach za swego człowieka, w taki sam sposób, jak się jest pewnym swego zdrowia, nigdy o tem nie myśląc i nic o tem nie wiedząc. Jeżeli co było w tym stosunku świadomego, to mniemanie, że on nigdy nie przekroczy granicy opieki, idealnej rysy, którą sam swem słowem honoru nakreślił. Było dawniej tak przyjemnie czuć się w pewności, (nie myśląc o tem), że Szczerbic jest zawsze na rozkazy, zawsze jednako patrzy, zawsze jednako milczy, zawsze tak samo wszystkie trudności usunie! Głęboki, mądry, subtelny własny jej kontuś, miły przyjaciel, bezinteresowny opiekun. Miłoby było dawniej nawet poafiszować się z nim odrobinkę: niechże tam sobie rozmaici Horstowie i inna hołotka myśli i gada, co zechce. W grucie bowiem rzeczy nie było nic, tylko jakaś wykwintna koleżeńskość, zrozumienie się w stanach duchowych, możnaby powiedzieć krótko, dla zwięzłości: dyskretna a jednostronna miłostka. Teraz wszystko najbrutalniej rozdarło się, jakby ktoś muślinową, krótką sukienkę dziewiczą nagle pijacką ręką zadarł do góry. Zapraszał mię poprostu do jakiejś willi