Strona:PL Stefan Żeromski - Duma o hetmanie.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

obyczajem, przed patryarchą przestarzałym, nieufnym. Zjednywałem dobrymi sposoby wojsko strzeleckie, dzieci bojarskie, kler i lud czarny.
A gdym za dnia i po nocy rozplątywał supły i węzły przez pana Mniszcha namotane, gdym rozwiązywał pętle stryków pana Sapiehy, Lisowskiego, Wiśniowieckiego i tylu innych, — widziało mi się, że ręce moje wspiera przedziwne pocałowanie dziesiątków, setek lat...
Widziało mi się w omdleniach duszy, że na mą pracę bezsenną czyhają jęki więzień głębokich, że za nią wzdychają drogi jakowychś straszliwych pochodów.
W nocach drżała dusza moja, abym nie ustał przed krzykiem jakowymś głuchym...
Ścichł, złagodniał, zmalał moskiewskiego ludu gniew.
Skłonił ku mnie ucho mir.
Patrzał mi w oczy wszystek naród: wróg li jestem, czyli zaiste przyjaciel w niedoli.
Zamilkł sam podejrzliwy patryarcha.
Tak wielki trud, tak bezcenny mozół, rękoma w samotności tworząc, serce ścierpłe w piersi dźwigałem, bom już za sobą dobrze czuł polski nasz gwar rozjuszony.
Musiałem, wodzu, z pośrodka pracy, z Moskwy iść, żegnany błogosławieństwem, — pytać się, czy chcą panowie rada mą sprawę zgodą zatwierdzić.
Byli przecie przy Zygmuncie królu panowie Potoccy, — pan Jan bracławski i Stefan, królewski zausznik.
Żebym zaś wszystkiej sławy nie pożarł, zdało się