Strona:PL Stefan Żeromski - Duma o hetmanie.djvu/069

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



Ustał znienacka i w niwecz się rozwiał sen o młodzieńcu. Przebudził się hetman. Westchnął za snem.
A nim westchnienie w słowie zgorzało, zawrą się na głucho powieki. Nowe widzenie, dokąd chce, niesie duszę. Przedziwna roztacza się zmiana.
Dawne, minione, zapomniane przeżycie...
Patrzą w nie oczy z czułością...
Rynek krakowski...
Maryackie wieże, Zborowskich szare gniazdo, dom Montelupich, dom Bonerów i książęcy dom pod barany i Bernata Maciejowskiego spiski pałac...
Wszystkie w rynku okna i ganki pełne głów.
Urocze twarze dziewczęce i niewieście, — lilie i róże, — we framugach i wnękach. Po dachach kamienic, po murowanych attykach, w zazębieniach gotyckich, na kominach, na wieżach — żaki, paupry, czeladź.
Zwisają ze wszystkich okien po surowych ciosach murów, po skarpach i narożnikach, po obramieniach okien i wygarach drzwi wielkie adziamskie kobierce, cudne wielobarwne deki, haftowane kilimy, lity złotogłów, gruby, wzorzysty adamaszek, szkarłatne, złotem upstrzone, w bitwach zdobyte dywdyki, jedwabna kamcha turecka i ruska parcza rubinowa.