Strona:PL Stefan Żeromski - Duma o hetmanie.djvu/058

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

falisto i zawahała, a później w górę podniosła zasłona namiotu, — w tem miejscu, przez które wyszedł był syn. Ktoś w przejściu stanął ciemnem.
Blask od pochodni w obozie płonącej padł na ramiona widziadła.
Młodzieniec na poły nagi...
Ciało jego ciemne, wysmukłe, ścigłe. Twarz sucha. Na piersiach, na żebrach i na biodrach jego lekka kolczuga, niby koszula z jedwabiu. Nie zakrywa mu szyi, ramion i rąk, a ledwie osłania brzuch. Nagie wysmukłe nogi tylko na goleniach pokryte są bronzowemi plechy, które w pół łydki obramia rzeźbiona w metalu koronka. Niezasłoniętą głowę owiewa długi włos kędzierzawy.
Po barwie skóry, po oczach i kształcie lic znać, że z puszczy wschodniej przybył. Na biodrach jego pas, rzeźbiony w kwiat róży dzikiej. Muskuły rąk i nóg jeszcze się prężą od zwinnych w biegu skoków. Żyły prawicy, chudej, jak u dziewczyny, niby sznur tęgi biegną ku dłoni i zdają się oplatać krótki miecz, co w uściśnieniu palców nierozerwalnem kurzy się jeszcze od krwi dopiero przelanej.
Krótki to miecz, nie dłuższy nad italską dagę.
Lewa ręka w bok wsparta.
A żebra tego boku, widoczne wskroś przeguby kolczugi, dyszą z gwałtem. Twarz niewymownego uroku w uśmiechnieniu zastygła.
Szczęście zwycięstwa, uniesienie, co już wyżej podlecieć nie zdoła i na wysokościach stoi w zawstydzeniu, widać na ustach, jak u dziecka niewinnych, — choć przez nie leciał przed chwilą krzyk sępa, upa-