Strona:PL Stefan Żeromski - Duma o hetmanie.djvu/036

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

motłoch rozdziela zasłony namiotów, które opuścili rotmistrze i pułkownicy. Oczyma szalejącemi z wściekłości bada wnętrze każdego namiotu. A skoro próżnię ujrzy, jakgdyby grób ujrzał otwarty, jakgdyby wywaloną trumnę. Ciżba wydaje krzyk złowrogi. Ogląda stanowiska wydeptane od Chmieleckiego koni, puste gródze po pół łokcia na koń, gdzie Odrzywolskiego bytowała chorągiew, maca płomieniem pochodni i gorejącemi oczyma ziemię stratowaną śladami ku Prutowi, — i jako wilk wyje.
Czeladź w kupę strachem i żądzą złączona, broń przez rannych porzuconą chwytając, obchodzi powtóre puste namioty i zabiera na własność, co znajdzie. A obszedłszy puste namioty, pocznie zaglądać do każdego z kolei. Gdzie leży ciężko ranny, cichaczem skróci mu bóle dla łatwiejszego rabunku. Namiot hetmana polnego, namiot Kazanowskiego Marcina, Farensbachów, Szemberga i innych, co krwią ociekając, bronią obozu bezsennie na szańcach, — rozniesiono na strzępy. Szatrę wielkiego hetmana, który u obozowego odwodu drogę uciekającym zagradzał, zrabowano do nitki, że zostało jeno płótno zczerniałe od deszczu i ziemia goła. Skarbne wozy rozbito.
Chwyta sługa konie pańskie, samopas puszczone i w ciemną noc kalinowskim tropem umyka. Nareszcie pocznie zuchwałość zbijać z koni znużonych rycerzy, oręż z ręki osłabłej wyrywać, zdzierać zbroje i szaty.
Niesfora, swawola, gwałt buchną, jak pożar wśród tłuszczy. Tumult i wielki krzyk głuszą słowa.
Śmiech słychać okrutny, pogróżkę straszną dla ucha, złowieszczy śpiew...