Strona:PL Stefan Żeromski - Duma o hetmanie.djvu/031

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w hełm i zawieź mu, gdyż za wojsko hetman czuwać musi, gdy wojsko pada.
Wbiją znowu ostrogi w boki końskie i skoczą w janczarskie gęstwiny. Groty spis wokoło nich nachylone.
Straszne oczy spoglądają. Tysiąc ramion naciąga łuk. Świst strzał. Przez tłok wroga osaczeni wyrąbują się samowtór.
Cofa się z nastaniem wieczora do połowy wyrąbana kanclerska chorągiew, samego ze sobą unosząc z pola.
Czterykroć przebiegał Koniecpolski, — polny, — przed potłuczonemi kupami żołnierza, rząd w nim czyniąc i serce. Gdy własny jego zastęp schodził z placu skrwawionego, stał polny w szeregu, dodawał ramienia i potężnemi ciosami nacisk odtrącał.
Napływ wciąż nowych szeregów prawy tabor ogarnął. Ze wszech stron ogarnięci, krzykiem gminu nieprzeliczonego ogłuszeni, w terrorze panicznym wyprzęgli ciurowie konie od armat. Jedni, póki pora uciekali z placu, inni pod kolasy schowani, konali od razów dziryta. Wozy wgniecione na działa zatamowały porządek odwrotu.
Wycięta niemal do nogi Almady’ego piechota. On sam, strzelając się w osaczeniu, trzaskiem muszkietów otoczony, z ciężkiemi ranami, we dwudziestu człowieka przedarł się do okopu. Uszły zaledwie trzy hakownice, dwa lekkie falkonety i wozów kilka. Rzucił się żołnierz turecki na kolasy z chciwością, rozumiejąc, że klejnoty w nich znajdzie. Lecz znalazł tylko koński gnój...
Pada słońce zachodu na połamane skrzydła, po-